Leonardo Leonardo
1309
BLOG

Jadąc na południe

Leonardo Leonardo Rozmaitości Obserwuj notkę 18

Deszcz gubi ten kraj… – śpiewał Sidney Polak. Jadę przez zasnutą deszczem Polskę. Czasem jest to zaledwie rzadki kapuśniaczek, czasem mętna ściana drobnych kropli. To nie żadna letnia burza, która przychodzi znienacka, a po niej powietrze jest czyste i pachnie ozonem, to regularny trzydniowy niż przesuwający się z zachodu na wschód.

Gdzieś tak koło Nowego Sącza przychodzi konstatacja, że mimo deszczu i niesionej przezeń szarości, Polska to teraz kolorowy kraj. W mokrą opończę zawinięte stoją żółtawe ściany odmalowanych budynków, jaśnieją zielone i czerwone cyfry na elektronicznych cennikach stacji benzynowych, żółcią nawołuje McDonald’s i Shell, a granatem Statoil. A te wszystkie reklamy wielkoformatowe na poboczu – feeria kolorów i kształtów, sen pijanego malarza. Zwykle mówię: syf i brzydota, ale dzisiaj przypominam sobie jak szary i ponury był ten kraj trzydzieści lat temu. Może był i bardziej jednolity wizualnie, monochromatyczny w deszczu, w dawnym stylu – ale był to sznyt biedy i opuszczenia. Ta kakofonia barw, przez którą dzisiaj jedziemy, jest jednak znakiem tryumfu i nadziei: było gorzej, jest lepiej, a będzie jeszcze lepiej.

Społeczeństwa ogarnia kryzys wtedy, kiedy ustępuje nadzieja. Przechodzą przez to teraz Stany Zjednoczone, w których ginie klasa średnia, wykorzeniana przez globalizację, rewolucję komunikacyjną i urwanie się polityków ze smyczy wyborców: tak jak w latach sześćdziesiątych w Ameryce przeważał optymizm związany z rozbuchaną konsumpcją i podnoszeniem stopy życiowej, tak teraz ludzi zaczynają sobie zdawać sprawę, że ich dzieci będą miały gorzej od nich. To samo czują Portugalczycy i Hiszpanie – po wejściu do Unii Europejskiej w połowie lat osiemdziesiątych kraje te przeżywały dynamiczny rozwój, w dużej mierze za unijne pieniądze, kolejne pokolenie porównywało biedne życie swoich dziadków w wioskach Alentejo czy Trás-os-Montes ze swoimi samochodami i mieszkaniami. Teraz to się skończyło, podatki rosną, pracy coraz mniej.

My w Polsce, cały czas patrzymy na to wszystko z przeciwnej strony. Dziadkowie – ciężkie wiejskie życie, oranie koniem, żniwa przy pomocy sierpów. Rodzice – wojenne dzieciństwo w piwnicy razem z kartoflami, dla ochrony przez bombami, młodość za naftalinowej gomułkowszczyzny. My – ufo w czarnych okularach zamiast teleranka, palące poczucie niesprawiedliwości i wstydu w biedzie ostrego kryzysu lat osiemdziesiątych, krzyża z kwiatów na placu Defilad i kolejek po wszystko wszędzie. Nasze dzieci o tym wszystkim nie mają pojęcia, nie spadają na nie bomby, nie tęsknią do pomarańczy czy banana, spędzają wakacje za granicą, mają Internet, telefon i pieniądze wyjmowane ze ściany. Nasze dzieci będą miały lepiej od nas, czujemy to i się cieszymy. Z tego też powodu nie przeszkadzają nam liszaje reklam i chaos budowlany. To tylko cena za to, że będzie lepiej.

A tu nagle zza wschodniej granicy wyszczerzył zęby upiór.

Leonardo
O mnie Leonardo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości