Leonardo Leonardo
309
BLOG

O narodzie, który nie spełnił oczekiwań

Leonardo Leonardo Polityka Obserwuj notkę 8

Czytając teksty takie jak artykuł prof. Zbigniewa Krasnodębskiego w Rzeczpospolitej, mam ochotę udać się na emigrację wewnętrzną, bo wygląda na to, że życie publiczne w tym kraju nie tylko ma coraz mniej wspólnego z racjonalnością ale też rozwija się w bardzo niepokojącym kierunku.

Na początku Krasnodębski ubolewa, że nie palnął sobie w łeb żaden urzędnik ani funkcjonariusz odpowiedzialny za bezpieczeństwo prezydenta, ani nawet nie podał się do dymisji. I tu pełna zgoda. Fakt, że do tej pory nie pożegnał się ze stanowiskiem minister obrony narodowej jest skandalem i dowodem, że w Polsce mechanizmy odpowiedzialności politycznej nie działają w sposób prawidłowy. Wobec tak wielkiej katastrofy, uderzającej w same podstawy istnienia państwa, oczekiwałbym lecących głów wszystkich odpowiedzialnych za: nieprzestrzeganie procedur w lotnictwie wojskowym, wadliwy system szkolenia pilotów, złe funkcjonowanie centrum operacji powietrznych, winnych zaniedbań w organizacji podróży polityków. Tego nie widzimy i boję się, że nie zobaczymy.

Ale, o ile zrozumiałem, największym problemem profesora jest fakt, że po katastrofie smoleńskiej nic się w Polsce nie zmieniło w sensie bardziej ogólnym. Jak będzie więc w 2011 roku? Najprawdopodobniej będzie tak, jak dotychczas. Nic się nie zmieni. To, co zaczęło się Palikotem i "postpolityką" rządzących, skończyło się całkowitą postkolonialną inercją polityczną Polaków, ich abdykacją jako suwerena Rzeczypospolitej. Lenistwo Donalda Tuska i jego umiejętność zagadywania rzeczywistości uruchomiły lenistwo zbiorowe i potok słów, które potrafią zagłuszyć nawet tak prosty i jasny komunikat, jak "na kursie, na ścieżce".

Jak na człowieka wykształconego przystało, Krasnodębski znakomicie posługuje się przenośnią i insynuacją, by przemycić treści, których nie wypada mu wyrąbać prosto z mostu. O co bowiem chodzi w ostatnim zdaniu z powyższego cytatu? Przecież to wyraźna sugestia, iż to Rosjanie spowodowali katastrofę (spiskowo nastawiona część czytelników w tym momencie myśli „zamach”, ale załóżmy, że profesorowi chodzi zaledwie o błąd obsługi naziemnej w Smoleńsku). Furda, że pierwszą przyczyną katastrowy była niezgodna z procedurami decyzja kapitana Tupolewa o rozpoczęciu procedury lądowania, mimo niespełnienia wymaganych minimów. Oczywiście, mogło mu się udać wylądować, tak jak zapewne kilka razy wcześniej, ale nie powinien był w ogóle próbować. Te wszystkie koncepcje o zamachu, którymi żyją pewne środowiska, na przykład Salon 24, mają pewną zasadniczą wadę: obsługa naziemna zniechęcała do lądowania, parametry widoczności nie były spełnione, na podstawie dostępnych załodze informacji nie wolno było lądować. Cały spisek oparty na założeniu, że kapitan prezydenckiego samolotu dopuści się niesubordynacji? Przykro mi, ale ja tego nie kupuję.

Może traktuję Krasnodębskiego zbyt poważnie, w końcu parę akapitów dalej niedwuznacznie sugeruje możliwość dokonania zamachu na Jarosława Kaczyńskiego a la Litwienienko, co nosi znamiona łagodnej paranoi.

Po katastrofie smoleńskiej Krasnodębski oczekiwał od Polaków „czynu”, zmiany. Ale właściwie dlaczego? Co miałoby się stać? Naród mający poczucie godności powinien po 10 kwietnia przytłaczającą większością odesłać ten rząd w polityczny niebyt, a premiera postawić przed Trybunałem Stanu.

A więc nie dość, że rosyjski spisek, to jeszcze z udziałem premiera rządu Rzeczpospolitej. Szkoda, że Krasnodębski nie podaje artykułu Konstytucji, który Tusk złamał, nie musielibyśmy być skazani na domysły.

W dalszym ciągu profesorskich wywodów dowiadujemy się, że dzisiejsza Polska wygląda jak Peerel za Gierka, „Fakty” i „Wiadomości” są dzisiejszym odpowiednikiem Dziennika Telewizyjnego, a Polacy są ubezwłasnowolnieni przez media i rządową propagandę. I to chyba mnie wkurza najbardziej. Może młodzi nie pamiętają, ale ja pamiętam bardzo dobrze Peerel, i jak ktoś mówi, że dzisiaj jest tak samo, jak wtedy, to najwyraźniej nie ma kontaktu z rzeczywistością.

Pan profesor Krasnodębski, obraził się na naród. Że jest nieświadomy politycznie, leniwy i tolerujący „lenistwo” premiera, przejawiający „postkolonialną inercję polityczną”, jego elity kulturowe „popadły w paroksyzm bezkrytycznego rusofilstwa”, a Polacy abdykowali jako suweren Rzeczpospolitej. Mocne słowa, obraźliwe epitety. Tyle, że przekaz sprowadza się do potępiania wszystkiego w czambuł, bo nie rządzą nasi.

Skąd ten żal? Część polityków PiS-u i przeciwników Platformy Obywatelskiej dokonała błędnej oceny rzeczywistości po 10 kwietnia. Projekcja ich emocji zafałszowała obraz społeczeństwa. Wydawało im się, że masowe poruszenie społeczne wywołane katastrofą, to wzbierający protest przeciw rządzącym, że rozpoczyna się kolejny Sierpień ’80. A to było tylko ludzkie współczucie ofiarom niespodziewanej tragedii i ich rodzinom oraz publiczna manifestacja przywiązania do państwa w niepewnej sytuacji, kiedy zachwiały się jego fundamenty. Polacy pokazali, że państwo jest dla nich ważne i bliskie, że jest to ich państwo.

Jeżeli ktoś wtedy prawidłowo odczytał społeczne emocje, to był to sztab wyborczy Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatniej kampanii wyborczej, co wyraźnie pokazał nadspodziewanie dobry jego wynik. Postawili na rozsądny łagodny przekaz, spróbowali odciąć się od negatywnych skojarzeń, jakie przykleiły się do PiS-u i przekonać, że teraz będą politykę traktować poważnie i z godnością. Gdyby nie psychika Prezesa i szepcący mu do ucha działacze rozgrywający swoje walki frakcyjne, dzisiaj PiS byłby liczącą się siła polityczną, przygotowującą się do przejęcia władzy z rąk zużywającej się w przyśpieszonym tempie, jadącej na propagandzie, koalicji. A tak powoli zamienia się w klub frustratów, którzy mają pretensję do wszystkich wokoło, sami zaś uważają się za jedynych sprawiedliwych.

Póki w Polsce są wolne wybory i nikt nikomu nie broni głoszenia poglądów i opinii, narzekanie na medialny monopol i insynuowanie możliwych siłowych rozwiązań, jakie rzekomo rządzący planują dla utrzymania władzy jest śmieszne. Najwyraźniej Polacy zwyczajnie nie chcą takiej narracji i takich polityków, jakie ma w ofercie PiS. Mają prawo nie chcieć. Priorytety wyborców, ich wizja tego kraju i sposobu jego funkcjonowania są jak widać inne. Wiele z nich mi osobiście się nie podoba, ale niepoważne jest głoszenie tez, że naród nie dotrzymuje jakichś tam standardów. Naród cały czas jest suwerenem, on wyznacza standardy. Bywały takie przykłady w historii (naszej również), że naród na własne życzenie wkraczał na ścieżkę samozagłady. Można przeciw temu protestować, można krzyczeć, przekonywać i argumentować. Jeśli jednak polityk obraża się na naród, mówiąc, że nie jest on zdolny do suwerennego decydowania o swoim losie, pobrzmiewa mi w tym sugestia, że ktoś musi wziąć sprawy w swoje ręce i zdecydować za naród. Mamy w naszej historii politycznej Piłsudskiego, ale mamy także Jaruzelskiego, a dyktatorami byli także Franco i Pinochet. Wolałbym, żeby nikt nie rozważał takiego kierunku, nawet teoretycznie.

Leonardo
O mnie Leonardo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka